Chico to prawdziwy wojskowy pies. Mieszka w barakach, ćwiczy na poligonie i jak na prawdziwego żołnierza przystało nie boi się hałasu, ani żadnych wystrzałów.
Stacjonuje na terenie Ośrodka Szkolenia Poligonowego Wojsk Lądowych Orzysz w Bemowie Piskim, wraz z amerykańskimi żołnierzami, którzy odbywają tu swoją służbę. I wszystko wskazuje na to, że zostanie tam na dobre.
Amerykańscy żołnierze pokochali psa Chico. Pies wraz z nimi uczestniczy w porannej zaprawie, razem z nimi je i razem z nimi śpi. Żołnierze przyznają, że jest jednym z nich, a niektórzy twierdzą, że nawet kimś więcej.
Chico mieszka w tej bazie od dwóch lat. Żołnierze pierwszy raz spotkali go w lesie. Piesek przeszedł z nimi 50 km do bazy i już w niej pozostał
– opowiada nam pani Małgorzata, wolontariuszka Przystanku na Cztery Łapy.
Niestety żołnierze nie są w bazie na stałe. Więc kiedy pobyt amerykańskiej batalionowej grupy bojowej dobiegał końca, zaczęli zastanawiać się, co stanie się z Chico. - Dotarła do nich wiadomość, że pies w ogóle nie powinien przebywać na terenie wojskowym – mówi.
Poszukiwania nowego domu
Zaczęły się więc poszukiwania nowego miejsca dla ulubionego czworonoga. W działania włączył się również makowski Przystanek na Cztery Łapy, któremu los psów nie jest obojętny. – Postanowiliśmy pomóc i poszukać mu jakiegoś miejsca. Dzwoniliśmy po różnych fundacjach, schroniskach, ale nikt nie chciał pieska przyjąć. Wszystkie te miejsca są już przepełnione – opowiada nasza rozmówczyni.
Postanowiliśmy więc, że przywieziemy go do Makowa i tutaj na miejscu poszukamy mu prawdziwego domu
– dodaje.
I tak się stało. Piesek został przekazany Przystankowi, a do momentu znalezienia nowego miejsca trafił do domu naszej rozmówczyni. – Był u nas tydzień. Na początku lekko osowiały, trochę niepewny i smutny, ale szybko zaprzyjaźnił się z moimi pieskami, które od początku zachęcały go do zabawy.
Brak pieska na terenie jednostki szybko odczuli jednak żołnierze, dla których Chico stał się prawdziwym przyjacielem. W końcu jeden z amerykańskich żołnierzy zadeklarował, że podejmie się jego adopcji. A jak przyznaje wolontariuszka wywóz psa do Stanów Zjednoczonych nie jest łatwą procedurą.
- Zaczęliśmy tutaj w Makowie przygotowywać go do tej adopcji. Założyliśmy mu książeczkę, zaczęliśmy robić niezbędne szczepienia, ale droga do zakończenia procedury byłaby jeszcze długa – wyjaśnia.
Kiedy już wszystko uda się zebrać, pies musi się jeszcze poddać kwarantannie, a potem czeka go długi lot w luku bagażowym, który też na pewno dla zwierzaka do przyjemnych nie należy
– dodaje.
Chico wraca do „domu”
Kilka dni później zapadła kolejna decyzja. Tym razem postanowiono, że pies wróci do bazy. - Żołnierze podobno długo dyskutowali z dowództwem o tej sytuacji i ostatecznie udało się uzyskać pozwolenie na to, by pies został. A ponieważ żołnierze Gwardii Narodowa z Pensylvanii, którzy się nim dotychczas najwięcej zajmowała musieli już wyjeżdżać, przed odlotem chcieli się jeszcze zdążyć z nim pożegnać – mówi pani Małgorzata.
Nie czekaliśmy więc ani chwili. Zawieźliśmy pieska od razu do jednostki, bo nie było sensu przedłużać jego pobytu u nas.
Piesek jeszcze przed bramą jednostki poznał swoje miejsce. - Naprawdę widać było, jak bardzo cieszy się, że jest w tym miejscu- opowiada. – Przed naszym wyjazdem dostaliśmy jeszcze zapewnienia, że piesek będzie pod dobrą opieką.
Tymczasem do Makowa przyjechał inny piesek błąkający się po terenie jednostki. - Niedaleko tej bazy jest schronisko dla zwierząt i pewnie stąd co nie raz żołnierze znajdują te pieski - kończy opowieść pani Małgorzata.
Zobacz inne materiały
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?