Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Artur Rojek: "Piosenka to produkt, jak inne rzeczy kupowane w sklepach" [Rozmowa NaM]

Sonia Tulczyńska, Damian Dragański
Artur Rojek: "Piosenka to produkt, jak inne rzeczy kupowane w sklepach" [Rozmowa NaM]
Artur Rojek: "Piosenka to produkt, jak inne rzeczy kupowane w sklepach" [Rozmowa NaM] Szymon Starnawski
Wybitny artysta zdradził nam szczegóły pracy nad najbardziej znanym alternatywnym festiwalem w Polsce. Opowiedział także o tym, które miejsca w naszym kraju są szczególnie bliskie jemu sercu, a także - jak w dzisiejszych czasach słuchać muzyki.

Organizując festiwal po raz dziesiąty cokolwiek może was jeszcze, jako organizatorów, zaskoczyć?
W Polsce nie ma instytucji, które przygotowują ludzi do robienia festiwali. Uczymy się tego, organizując eventy. W 2008 roku mieliśmy bardziej doświadczonego kolegę, niż my w tamtym czasie. Był współproducentem edycji Nowych Horyzontów w Cieszynie i pierwszej edycji we Wrocławiu. Podczas gdy my panikowaliśmy, bo zakorkowała się ulica przy bramie wjazdowej, on chodził pomiędzy nami i mówił: "Słuchajcie, festiwal to nie Wietnam". I tak się tego spokoju musieliśmy przez kilka lat uczyć.

Jeśli miałbym porównywać grupową organizację pomiędzy 2009 a 2015 rokiem, to zdobyliśmy bardzo duże doświadczenie, przekładając przy tym odpowiedzialność na swoje barki. Jest to nieporównywalne z tym, co było.
Natomiast przedsięwzięcie festiwalowe w takiej skali jak OFF cały czas może czymś zaskakiwać. Musimy obsłużyć kilkanaście tysięcy ludzi, setki artystów, produkcja jest rozbudowana. Program artystyczny jest maksymalny podczas tych trzech dni. Trzy sceny, od 15 do 5 rano odbywają się non stop koncerty. Do tego dochodzi obsługa pod kątem gastronomicznym, sanitarnym i wszelakim. Nigdy nie było edycji, żeby nas coś nie zaskoczyło. Nawet jeśli organizacja była perfekcyjna, a jesteśmy uważani za perfekcyjnych organizatorów, to nigdy nie jesteśmy w stanie zabezpieczyć się przed czymś, co stanowi dla nas niespodziankę. Czasem pozytywną, czasem negatywną. Doświadczenie pomaga takie sytuacje rozwiązywać. Na pewno nie są one dla nas już paraliżujące.

Źródło: naszemiasto.pl

Perfekcyjna organizacja to także dokładne sprawdzanie wszelkich informacji o przedsięwzięciu. Naprawdę czyta pan każdą adnotację, która wychodzi z logiem OFF?
Tak, czytam wszystko, ale nie widzę w tym nic dziwnego. Firmuję festiwal swoją twarzą i wszystko, co wychodzi do ludzi w postaci newsów czy ofert musi być przeze mnie zaakceptowane, bo ja za to odpowiadam. Odpowiadam za program, ale i wizerunek, dlatego czytam wszystkie newsy. Akurat mam okazję współpracować z osobami, które należą do bardzo dobrych w Polsce, więc jest to przyjemność. Były jednak momenty, kiedy poprawialiśmy informacje, bo nie podobał mi się styl, energia, charakter opisu. Na dzień dzisiejszy już tak nie jest.

Dzięki OFF festiwalowi rozwinęły się także Katowice. Zauważa pan ten postęp?
Katowice obserwuję od 2010 roku. Wtedy miasto zgłosiło kandydaturę do Europejskiej Stolicy Kultury i powstał program Miasta Ogrodów, który pobudził ludzi. Powstało wiele ciekawych inicjatyw i wybudowano kilka światowej klasy budynków. To powoduje, że Katowice są postrzegane jako bardzo ciekawe i „cool” miejsce. Kultura rozwija się świetnie.

Są tu też dwa ważne w kontekście Polski i międzynarodowym festiwale, jedna z lepszych sal koncertowych, Narodowa Orkiestra Symfoniczna Polskiego Radia (NOSPR). Życzę sobie, żeby ten postęp konsekwentnie podążał w tym kierunku. Na razie mogę być o to spokojny, bo miasto deklaruje wierność inwestycji w kulturę, stara się, żeby było przyjazne muzyce. Stara się także o tytuł miasta muzyki UNESCO. Inwestycje, jakie miasto przekazują na kulturę to dobry kierunek, żeby zaktywizować młodych. Jeżeli za tym trendem przyjdzie biznes i powstaną nowe miejsca pracy to czeka nas dobra przyszłość.

Gdzie i jak słucha pan muzyki i szuka artystów na festiwal?
Korzystam z wielu miejsc. Kupuje, korzystam z bandcampa (akurat słucham nowej płyty Four Tet) i ze spotify, którego jestem użytkownikiem. Gdybym był urodzony 15-20 lat temu, być może ten ostatni serwis zabezpieczałby mi wszystko, czego oczekuję od muzyki. Obecnie, przy intensywności życia, czy to młody człowiek, który ma wypełniony czas do granic, czy starsze osoby, które pracują bardzo dużo, spotify jest najłatwiejsze w użyciu. Można słuchać muzyki jakiej chcesz, ponieważ ma ogromny katalog. Z jakością tylko bywa gorzej niż w przypadku klasycznych nośników... Jako, że jestem człowiekiem z innej epoki i podchodzę do niej w sposób oldschoolowy, również kupuję analogi, płyty, mp3 na iTunesie.
Muzyką jestem otoczony zewsząd i w każdej formie, co dla mnie jest czasem frustrujące. Od dwóch lat próbuję się zdecydować na jeden nośnik. Przecież nie mogę się ciągle obładowywać płytami, bo za chwilę się z nimi nie pomieszczę!

Ostatnio kupił pan ponad 30 płyt z jazzem z przełomu lat 50/60.
Jazz nie wziął się znikąd, nigdy nie byłem na niego zamknięty i zawsze go słuchałem. Teraz słucham dużo więcej, co nie znaczy, że przestałem słuchać innych gatunków. Obcowanie z jazzem jest przeniesieniem ciężaru w drugą stronę. Mam z tego dużą przyjemność, szczególnie jeśli chodzi o ten z przełomu lat 50/60. Przy takiej intensywności muzyki, która przechodzi przez moją głowę, czasem potrzebuję jakiegoś spokoju. Czasami jest przyjemnie, kiedy nie słucham niczego. Z całą pasją i fascynacją, jaką podchodzę do dźwięków, czasem czuję się nimi po prostu zmęczony.

Czuję też cykl, w którym się znajduje i który wokół mnie krąży. Kiedy masz 20 czy 30 lat nie wiesz, że w jakim cyklu jesteś. Wydaje ci się, że masz do czynienia z czymś ekstremalnie nowym, ale w wielu wypadkach to cykl, który wraca, ale w innej wersji. Wiele rzeczy jest nazywanych nową muzyką, ale to zjawiska wracające w odmłodzonej formie.

Wspomniał pan o spotify. Czy takie serwisy to wg pana najlepsze rozwiązanie dla artystów, których muzykę jeszcze niedawno można było bezkarnie pobrać z internetu?
Od dwóch lat intensywnie z nich korzystam. Pozostawiają wiele do życzenia, jeśli chodzi o sposób rozliczania się z artystami. Z drugiej strony ograniczają nielegalny obrót plikami muzycznymi w internecie. Nie mam pojęcia, jak z tym sobie radzić. Może oprócz kampanii wizerunkowo-artystycznej, uświadamiać ludzi, że piosenki są tym samym, co inne rzeczy kupowane w klasycznych sklepach? To twór, produkt, coś, czemu ludzie poświęcają swój czas i swoją pracę. Dlatego wielkie słowa podziękowania dla takiej instytucji jak Legalna Kultura, która wkłada wysiłek w oświecenie ludzi. Zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto złamie prawo i trzeba będzie szukać nowych przestrzeni, form. Pierwszy krok zrobiły serwisy streamingowe, w przyszłości na pewno czeka nas coś nowego a na pewno - korzystniejsze dla artystów funkcjonowanie tych serwisów.

Skoro rozmawiamy o muzyce jesteśmy ciekawi, czy jest ktoś kto pomaga panu w ułożeniu listy artystów na OFF festiwal?
Od niedawna to tak wygląda. Wycofałem się z układania line-upu polskiego dwa lata temu, ale nie dlatego, że mnie to nie interesuje, tylko dlatego że sam jestem artystą i niezręcznie byłoby mi wybierać innych artystów, którzy zagrają na festiwalu. Uznałem, że tym musi zająć się ktoś, kto będzie w stanie poświęcić się temu osobno. Ja mogę brać udział w ostatecznej weryfikacji. Z kolei od tego roku konsultuję się z dwoma osobami w kwestii artystów międzynarodowych. To ludzie, którzy pracują przy tym przy polskim line-upie i public relations. Za rok będę chciał natomiast powołać radę programową. Będzie ona współpracować ze mną przy wyborze artystów.

Pojawiały się plotki, że Death Grips wystąpi na OFF-ie. Ile było w nich prawdy?
Jest to nazwa pożądana w Polsce od jakiegoś czasu, ale raczej nie przez dużą grupę osób, a raczej tych, którzy robią duże zamieszanie w internecie. Może na taki koncert przyszłoby kilkaset osób, byłoby to na pewno też wizerunkowo fajnie dla festiwalu. Natomiast to, jacy artyści pojawią się na OFF-ie zależy od wielu czynników. Od budżetowego po logistyczny. Wiele zespołów pochodzących za oceanu nie jest dostępnych dla europejskich festiwali. Mają tak ułożone plany koncertowe, że w czasie kiedy odbywa się nasz festiwal, nie mają zaplanowanych żadnych występów w Europie. Od trzech lat pytam Death Grips o możliwość zagrania na OFF-ie i zawsze otrzymuje taką samą odpowiedź.

Ściąganie zespołu z USA, branie na siebie kosztów samolotu jest drogie i niewspółmierne pod kątem tego, co zespół może dać pod postacią sprzedanych biletów. Trzeba czekać na odpowiedni moment. My Bloody Valentine nie pojawiło się od razu po reaktywacji, ale dwa lata później, kiedy wydali nową płytę. Nawet dobrze, że tak się stało, bo wokół wydawnictwa był wtedy szum. Podobnie jest z Patti Smith, która przyjeżdża w 40-lecie wydania „Horses”, jednego z najważniejszych albumów w historii rocka.

Kusiło was kiedykolwiek, aby powiększyć teren festiwalu? OFF to uznane miejsca na polskiej mapie festiwalowej, można spróbować powalczyć o nową, większą, publiczność.
Nigdy nie planowaliśmy powiększać terenu festiwalu. Wymagałoby to zmian programowych, festiwal musiałby się skomercjalizować, żeby przyciągnąć więcej ludzi. Za tym idzie większy budżet, który pozwoliłby nam ściągnąć duże nazwiska, atrakcyjne dla ludzi.

Z drugiej strony jesteśmy w okresie, w którym mówi się o śmierci headlinerów. Już nie oni decydują, czy dana impreza się sprzedaje. Przykładem mogą być większe festiwale, które inwestując dużo w gwiazdy, narzekają na słabszą sprzedaż biletów. Może to być jednak tylko okres przejściowy, który może się zmienić. Jesteśmy chyba na etapie, kiedy wielkie nazwiska intensywnie pojawiały się w Polsce. Jesteśmy przy tym narodem próbującym dogonić zachód, który w taki sposób funkcjonuje od kilkudziesięciu lat. Dlatego zaczynamy narzekać, że czegoś jest za dużo, że coś już było. Może to etap, kiedy musimy trochę uspokoić ten boom i potem do niego wrócić, być może w trochę innym opakowaniu. Zresztą to chyba nie ma dużego znaczenia, kto gra, ale najważniejsze jest w jakim kontekście występuje. Zauważyłem, że ten sam zespół na innych festiwalach tworzy zupełnie inną atmosferę. Ma na to wpływ także publiczność. W różnych przestrzeniach artysta może zabrzmieć inaczej.

OFF nigdy nie istniał dzięki wielki headlinerom. Ani Iggy Pop, ani My Bloody Valentine czy Flaming Lips nie są wielkimi gwiazdami. To headlinerzy imprez alternatywnych. Chyba na zawsze pozostaniemy w Polsce festiwalem undergroundowym. Nawet teraz, kiedy mówi się, że Orange Warsaw Festiwal krzyżuje się z Openerem, to OFF jest na przeciwległym biegunie. Z nikim się nie ścigamy, robimy swoją muzykę. Dlatego chyba nie powinniśmy brać udziału w dyskusji, czy headlinerzy mają znaczenie. W tym roku mamy ich trzech i nie wiem, czy mogą konkurować z headlinerami OWF czy Openera.

W jednym z wywiadów wspomniał pan, że zależy panu na tym, żeby festiwal był przyjazny ludziom. Co to oznacza?
Na festiwalu jest bardzo dużo ludzi i każdy ma inne wymagania. Są tacy, którzy nigdy nie będą zadowoleni, są taż tacy, którym wszystko odpowiada, ale nie znajdą umywalki, więc będą hejtować festiwal z tego powodu, chociaż umywalki są, można do nich trafić dzięki kierunkowskazom. Robimy ten festiwal tak, jakbyśmy robili go dla siebie.

Myślimy, jak ułożyć line-up, chociaż nie wszystkich on zadowoli. Są tacy, którzy uważają, że zespół skrajnie metalowy nie może krzyżować się z electropopowym, co mnie zaskakuje, bo to zupełnie inne rzeczy. Staramy się, żeby dobrze czuli się odbiorcy różnorakiej kuchni. Jedni jedzą mięsa, drudzy nie lub są weganami. Chcemy, żeby festiwal poświęcony muzyce zabezpieczał nie tylko program, ale też tych, którzy muzykę sprzedają. Wynajmujemy taką ochronę, żeby była to kulturalna obsługa. Mieliśmy w przeszłości firmę, które pracownicy wykręcali ręce, chociaż zostali wcześniej odpowiednio wyselekcjonowani. Na szczęście od wielu lat już z nimi nie współpracujemy. Staramy się zabezpieczyć pole namiotowe. Dbamy, żeby ludzie nie musieli lecieć do sklepu po śniadanie, ale mogli je zjeść na miejscu. Myślimy o dodatkowych atrakcjach – rano zajęcia z ZEN, wieczorem seanse filmowe. Robimy różne rzeczy, które mają spowodować, żeby nasz uczestnik czuł się dobrze. To jednak nie znaczy, że komuś się coś nie podoba. Tego nie jesteśmy w stanie zmienić.

Tworząc festiwal można dorobić się hejterów. Zarówno pan, jak i Mikołaj Ziółkowski - twórca Openera, doczekaliście się prześmiewczych stron na Facebooku. Jak pan na to reaguje?
Nie mogę powiedzieć, że jestem na to obojętny, bo bym skłamał. Podchodzę do tego racjonalnie i tłumaczę, że z głupotą nie wygram. Nie będę póki co występował przeciwko hejterom. To taki typ ludzi, którym brakuje zajęć. Odpowiadając hejtem na hejta dużo nie zyskam. Szkoda na to czasu i moich emocji. To musi tak egzystować. Za chwilę ci ludzie znajdą inne miejsca.

Koncertując dużo podróżuje pan po Polsce. A gdybym zapytała o ulubione miejsca w naszym kraju, takie godne rekomendacji Artura Rojka to byłyby to...
Ostatnio dwa dobre koncerty zagrałem w Filharmonii Szczecińskiej. Pierwszy się szybko rozsprzedał, więc zrobiliśmy drugi, który też się szybko sprzedał. (śmiech) Była tam super atmosfera, o którą się jednak wcześniej bałem. Koncerty takiej muzyki, jaką gram, w takich miejscach jak filharmonia mogą wypaść różnie. Zainspirowało mnie to, żeby następną, listopadową trasę, zagrać w filharmoniach i teatrach.
Jeden z najpiękniejszych budynków, jaki widziałem w ostatnich latach, to siedziba NOSPR-u w Katowicach, autorstwa Tomasza Koniora. To wybitny obiekt, stworzony przez architekta, który kocha muzykę. W jego pracy zostały połączone dwie pasje. Dzięki temu powstał niepowtarzalny gmach, który w piękny sposób scala przestrzeń z muzyką, jej graniem, tworzeniem i odbieraniem.
Kiedy jestem w Warszawie, mieszkam w hotelu, w pobliżu którego są Łazienki Królewskie. Bardzo lubię ten park, często w nim bywam. Podziwiam zmiany, które zaszły tam w ostatnich latach. Widać, że osoba, która się nim opiekuje podchodzi do tego z dużą pasją, ale i strategią, bo Łazienki zmieniają się w sposób uporządkowany. Chciałbym, żeby tak zmieniał się Park Śląski w Chorzowie. Z kolei ulubione miejsce w Katowicach to Park Kościuszki. Jeśli chodzi o wypoczynek to bardzo lubię Polanicę Zdrój.

Po zakończeniu OFF-a robi pan sobie 4 tygodnie wolnego. Ma pan już plan jak zagospodarować ten czas?
Jadę na wakacje z rodziną, ale jeszcze nie wiem gdzie.


Artur Rojek. Jest muzykiem, kompozytorem, wokalistą, autorem tekstów i gitarzystą. Przez dwadzieścia lat był członkiem zespołu Myslovitz . Grał także z grupą Lenny Valentino i współpracował z Katarzyną Nosowską czy Andrzejem Smolikiem.
Jest pomysłodawcą i dyrektorem artystycznym Off Festivalu, który przez pierwsze cztery lata odbywał się w rodzinnymi mieście muzyka - Mysłowicach, a w roku 2010 został przeniesiony do Katowic. Między innymi za te działania Rojek otrzymał nagrodę "Cegłę Janoscha" za rozsławianie Górnego Śląska. W 2015 roku otrzymał Fryderyka za solowy album "Składam się z ciągłych powtórzeń".

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Filip Chajzer o MBTM

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na warszawa.naszemiasto.pl Nasze Miasto